Mazury – cud natury

Każde wydarzenie w życiu nas kształtuje. Zwłaszcza sytuacje, które wymagają od nas determinacji, wystawiają nasz charakter na próbę. Warto pamiętać, że to od nas zależy, jak potoczy się nasza historia, mimo że czasem los utrudnia to wyzwanie. Myślę, że wybuch pandemii koronawirusa był dla nas ważnym egzaminem – z hierarchii naszych wartości. To, co nam zabrał, nigdy do nas nie wróci… My, którzy niemal całką pierwszą klasę spędziliśmy na nauczaniu zdalnym, nie mieliśmy dużo możliwości aby lepiej się poznać. W perspektywie bólu i cierpienia innych, spowodowanych pandemią COVID-19, wydaje się to być mało istotne. Okres licealnej nauki jest jednak tym etapem życia każdego z nas, w którym rozwój w towarzystwie i nawiązywanie nowych znajomości mają szczególne znaczenie. Dlatego świadomi, że podróże pozwalają zawiązać więzi z rówieśnikami, postanowiliśmy wyjechać na wycieczkę!

Po dyskusji, w której każda ze stron przedstawiała argumenty zachęcające do wyboru jej upragnionego miejsca podróży, zdecydowaliśmy się na Mazury! Byliśmy zgodni, bo tutaj zależało nam na głównym celu wyprawy – integracji.

W poniedziałkowy poranek wyruszyliśmy spod szkoły pełni emocji! Po niemal czterech godzinach podróży autokarem, podczas której integrowaliśmy się śpiewając głośno piosenki, dotarliśmy do Ośrodka „Tarda” nad Jeziorem Bartężek. Po zakwaterowaniu, zjedzeniu obiadu i krótkim odpoczynku udaliśmy się na wycieczkę rowerową. Droga poprzez las napawała spokojem i oczyszczała umysły od codziennej rzeczywistości. Podczas niej mogliśmy poczuć zapach jesieni – śpiewające ptaki, malownicze liście, podmuchy wiatru, to wszystko pozwoliło nam złapać oddech. Obserwowaliśmy metaforyczne przemijanie i nigdzie się nie spieszyliśmy. Nasz wspólny pierwszy dzień zwieńczyły wieczorne tańce przy ognisku. Zaczęliśmy wzajemnie dzielić się swoimi historiami, budując przy tym zaufanie i poczucie solidarności. Rozstanie było trudne, ale musiało nastąpić…

Kolejny dzień wiązał się z nowymi przeżyciami, które zapierały dech w piersiach! Zaczęliśmy go od sportów wodnych – pływaliśmy na canoe – trzyosobowych łódkach. ,,I raz, i dwa” – słychać było takie okrzyki, którymi udowodniliśmy sobie, że razem możemy zawojować świat! Bo wzajemnie się wspierając, poradzimy sobie nawet w najtrudniejszych warunkach. Zobaczyliśmy, że jesteśmy sobie potrzebni – bez wiosłowania choćby jednej osoby z zespołu, nie osiągnęlibyśmy sukcesu… Następnie wszyscy razem płynęliśmy na łódce, na której chętni mieli możliwość wczuć się w rolę lidera – kapitana i wziąć na siebie odpowiedzialność za całość grupy. Wzajemne słuchanie siebie, doprowadziło nas do wygranej – wyspa była nasza! Ważne są też wspólne posiłki – nie ma znaczenia, jakie dania są na stole, lecz to by mieć z kim przy nim usiąść. Dlatego dzielenie się wrażeniami trwało tam wieczność! Potem udaliśmy się na zabawę integracyjną – palanta – podczas której każda drużyna kibicowała swoim zawodnikom! Okrzyki wiary dodawały sił! Walczyliśmy zacięcie zwłaszcza o swoich, ale zgodnie uznaliśmy, że jest remis! Tytuł zwycięzcy dla żadnego zespołu nie miał znaczenia! Tego dnia odbyło się jeszcze strzelanie z łuku, które metaforycznie pokazywało, że to od nas zależy, jak wykorzystamy swoje strzały – zdolności i z jakim wynikiem zostaniemy. Na koniec dnia czekała nas gra integracyjna – zakłady. Podzieliliśmy się na kilka grup, a następnie każdy zespół znając tylko enigmatyczne hasło zapowiadające kolejną konkurencję, wybierał jedną osobę do rywalizacji. Wytypowani opuszczali na chwilę wspólne pomieszczenie, a my dowiadywaliśmy się całej prawdy o konkurencji i typowaliśmy, kto ją wygra, kto zajmie drugie miejsce albo… kto w ogóle nie odważy się wziąć w niej udziału! Śmiechom nie było końca, zwłaszcza, gdy okazywało się, że osoby wytypowane do rywalizacji wykazywały się wprost nieoczekiwanym przez innych ogromnym zaangażowaniem. Ta zabawa uświadomiła nam, jak wiele jeszcze nie wiemy o naszych przyjaciołach z klasy i o samych sobie. Nic dziwnego, że nie chcieliśmy wracać do pokoi!

Ostatni dzień… już od rana był wyczuwalny w atmosferze… wspólne śniadanie upłynęło melancholijnie… ale po nim czekała nas jeszcze jedna przygoda – spływ kajakami turystycznymi! Tafla wody pięknie się układała, przypominając lustro! Pogoda w trakcie spływu nie do końca dopisała i w efekcie wróciliśmy do ośrodka odrobinkę zmoknięci, ale myślę, że szczęśliwi.

Mazury to zdecydowanie cud natury! Aż nie chciało się stamtąd wracać! Integracja na pewno się udała! I nie tylko wewnętrzna… Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, mieliśmy okazję zaprzyjaźnić się z uczniami innych warszawskich liceów, którzy w tym samym czasie również wybrali się na wycieczki integracyjne do Campu Tarda. Niektórzy z nas umawiali się na randki, podczas których inni… kibicowali! A ciągłe przebywanie na świeżym powietrzu – bo oprócz planowych zajęć w terenie mieliśmy możliwość spędzenia czasu na placu zabaw z huśtawkami i drabinkami gimnastycznymi lub zagrania w „szachy czarodziejów” (z duuużymi figurami) – przyczyniło się do lepszego samopoczucia. Można było wziąć głęboki oddech i żyć życiem! Wycieczka bez wątpienia pozwoliła nam lepiej poznać nas samych i siebie wzajemnie.

Wzruszenia przy pożegnaniu nie miały końca, a każdy uczestnik wyprawy otrzymał od jej organizatora pamiątkowe zdjęcie klasowe.

W tym miejscu serdecznie dziękujemy naszemu wychowawcy – Panu Adamowi Skalmierskiemu za wspólnie spędzony czas i Pani Agnieszce Sauter – naszej nauczycielce, która mimo tylu obowiązków zgodziła się pojechać z nami na wycieczkę! Zrobili tym naprawdę wiele! A my o tym na pewno nie zapomnimy… (Hanna Wójcicka, klasa II D)